Żyjemy w ciągłym pośpiechu i skarżymy się na permanentny brak czasu. Czasem nie wystarcza go, aby dostatecznie zająć się sprawami własnej rodziny. Odczuwamy niekiedy coś w rodzaju wyrzutów sumienia, ale rytm życia codziennego jest nieubłagany i nie pozwala, by zwolnić tempo. Pocieszamy się, że jak będziemy na emeryturze, to zajmiemy się lepiej i tym i tamtym. Są to płonne mrzonki – życie na emeryturze też wymaga aktywności i wyrzeczeń.
Tymczasem tuż za ścianą często rozgrywa się cichy dramat. Tam być może mieszka sąsiad, który jest całkowicie samotnym człowiekiem. Jest osobą wiekową, bliscy mu umarli i nie ma się kto nim zająć. Oczywiście są do tego powołane odpowiednie instytucje opiekuńcze, ale ten ktoś potrzebuje często zupełnie innego. Żeby wpaść do niego od czasu do czasu na kilka chwil, porozmawiać, napić się wspólnie kawy albo herbaty, poczuć bliskość innego człowieka.
Tadeusz Włodarczyk, prezes „Gladiatora” często na zebraniu zarządu przywołuje przykłady ze swego dyżuru telefonicznego. Dzwonią wówczas takie właśnie samotne osoby i zwierzają się z różnych lęków i problemów. Prezes wysłuchuje każdego uważnie i stara się znaleźć radę albo chociaż słowa pociechy.
To tak niewiele, a można osiągnąć tak wiele – tchnąć w człowieka zza ściany nowego ducha. Łatwiej mu będzie pozbierać się, odpędzić złe myśli, podjąć przerwane niekiedy leczenie. Tu nie chodzi o łatwy samarytan izm, ale wykazanie się wrażliwością na problemy innych ludzi. To może dotyczyć, wcześniej czy później, także nas samych.